


WITCH WHO CAME FROM THE SEA, THE
Witch Who Came From The Sea, The

Reżyser:Matt Cimber
Kraj prod.:USA
Obsada:Millie Perkins, Lonny Chapman, Vanessa Brown, Peggy Feury
„The Witch Who Came from the Sea” (1976) wpisuje się w nurt kina eksploatacji, a konkretniej obrazów spod znaku rape/revenge. Podgatunek ten święcił swój triumf w latach siedemdziesiątych; wtedy to właśnie powstały takie kultowe produkcje jak „The Last House on the Left” czy „I Spit on Your Grave”. Jednak – mimo oczywistych elementów wspólnych – „The Witch Who Came from the Sea” wyraźnie różni się od sztandarowych przedstawicieli rape/revenge. W jaki sposób? I czy aby z korzyścią dla filmu?
Mollie (Millie Perkins) pracuje jako kelnerka w barze o wymownej nazwie „The Boathouse”. Wymownej, bo wszystko, co związane z morzem zajmuje w życiu Mollie (i zresztą w całym filmie) pozycję wyjątkową. Kobieta niemal obsesyjnie czci ojca, bohaterskiego kapitana, który zaginął właśnie na morzu. Albo przynajmniej w taką wersje Mollie chce wierzyć. Okazuje się, bowiem, że ojciec nie tylko nie był bohaterem, ale był uzależniony od alkoholu i co gorsza wykorzystywał małoletnią córkę seksualnie. Dorosła już Mollie cierpi na zaburzenia psychiczne. Z jednej strony, czuje podziw i pociąg do płci przeciwnej, z drugiej podświadomą, zakorzenioną w psychice nienawiść. Zaczyna fantazjować o okaleczaniu i mordowaniu mężczyzn. Ale czy to na pewno tylko fantazje?„The Witch Who Came from the Sea” zapowiada się intrygująco i kontrowersyjnie. Zainteresowanie budzi już sam zagadkowy, kojarzący się z gatunkiem fantasy tytuł oraz okładka przedstawiająca demoniczną kobietę, triumfalnie dzierżącą w jednej dłoni kosę, w drugiej uciętą głowę mężczyzny. Oczekiwania podsyca również fakt, iż obraz Cimbera figurował na liście video nasties. I rzeczywiście, film dotyka kwestii drażliwych, postrzeganych jako tabu (kazirodztwo, pedofilia, kastracja). Dawka przemocy jest tutaj jednak znacznie mniejsza i dozowana subtelniej niż w klasykach gatunku wymienionych we wstępie. Kontrowersyjne i brutalne czyny dzieją się niejednokrotnie poza kadrem, są w większości sugerowane albo zostały przedstawione w sposób odrealniony, mało autentyczny (nieprzekonujące podcinanie gardła maszynką do golenia). Mimo częstego braku dosłowności i realizmu, wspomniane sceny nie pozostawiają widza obojętnym; trudno przecież zachować zimną krew będąc świadkiem kastracji żyletką, nawet jeśli nie wszystko dokładnie widać... Najbardziej kontrowersyjne i napawające odrazą są zdecydowanie akty pedofilii; jest niemalże pewne, iż to właśnie one zadecydowały o wpisaniu filmu na listę video nasties.
Stosunkowo niewielka ilość przemocy w „The Witch Who Came from the Sea” wynika z położenia nacisku nie na litry rozlanej krwi, a na sferę psychologiczną. Film Cimbera można by określić mianem studium szaleństwa, z wykorzystaniem i zemstą w tle. Mollie to nie postać z okładki filmu, nierealistycznie wręcz waleczna heroina, humanoidalna maszyna do zabijania. Mollie to po prostu człowiek, z różnorakimi uczuciami i emocjami; to jednostka o psychice wypaczonej przez traumatyczne wydarzenia; niezwykle złożona, pełna rozbieżności, skrajności, a przez to budząca mieszane uczucia. Złożoność tyczy się, co oczywiste, statusu ofiary i oprawcy w obrębie jednej postaci. Bohaterka budzi jednocześnie i zrozumienie i jego brak, jakkolwiek absurdalnie by to nie zabrzmiało. Mollie została przecież strasznie skrzywdzona, ma więc absolutne prawo do odczuwania nienawiści i pragnienia zemsty; współczujemy jej również jako osobie z zaburzeniami psychicznymi. Z drugiej strony – pomijając już kwestię moralności spod znaku „oko za oko…” – mści się przecież nie na bezpośrednim sprawcy cierpienia, a na osobnikach, których głównym grzechem jest to, że są płci męskiej… Choć ofiary Mollie wykazują jeszcze inne cechy wspólne; łączą ich nienaganna aparycja i przebojowość, przy czym, ogromną „zaletą” jest bycie postacią znaną z telewizji, na punkcie której kobieta ma obsesję. Co ciekawe, mężczyźni ci budzą w Mollie nie tylko zbrodnicze instynkty, ale i fascynację i podziw. Są w jej oczach kimś na kształt bohaterów (tak właśnie postrzega ojca). Zdaje się nawet, że nie planuje ona swych zbrodni, a działa podświadomie; uwodzi mężczyzn, bo naprawdę ich pożąda, a zbrodnicze instynkty manifestują się później. Słysząc o jednym z popełnionych przez siebie morderstw w wiadomościach, szczerze opłakuje ofiary, nie może uwierzyć w tragiczne wydarzenie. Magia telewizji? A może Mollie po prostu nawet nie pamięta, że jest morderczynią? Rozbieżność dotycząca stosunku Mollie do płci brzydkiej odzwierciedla jej nastawienie do ojca – mieszankę podziwu i obrzydzenia.
Ale złożoność postaci uwidacznia się nie tylko poprzez jej relacje z mężczyznami. Ambiwalentne reakcje budzą w Mollie również kobiety; ambiwalentne, choć jednak oscylujące w stronę emocji negatywnych. O swojej siostrze mówi: „kocham ją, ale czasem mam ochotę dać jej w zęby”. Rozgrzesza jej męża, który zostawił rodzinę, i obarcza całkowitą odpowiedzialnością właśnie siostrę. Bez skrupułów uwodzi mężczyzn, w obecności ich partnerek. Upokarza kobiety werbalnie, upokarza swoim zachowaniem. Udowadnia, że nie tylko daleko jej do heroicznej mścicielki - pogromczyni mężczyzn, ale na pewno nie jest też obrończynią kobiet. Portret psychologiczny bohaterki dopełniony jest nieprzyjemnym, smutnym zakończeniem, które nie jest dla Mollie ani triumfem ani karą; przynosi jej za to fizyczno-symboliczne uwolnienie.
Niestety, mimo niewątpliwych zalet – z wielopłaszczyznowym portretem psychologicznym na czele – „The Witch Who Came from the Sea” posiada jedną znaczącą wadę: nuży. Obraz zdaje się przegadany, wypełniony sporą ilością scen obyczajowych; tempo jest powolne a jednocześnie brakuje klimatu czy intensywności, które mogłyby to równoważyć. Film zawiera co prawda kilka fragmentów niepokojących, dziwacznych oraz scen quasi-onirycznych, symbolicznych, ale nie przekładają się one na klimatyczność całości. Co więcej, kilka scen jest po prostu śmiesznych (najbardziej idiotyczna z nich przedstawia blondynkę ostrzeliwującą w ataku furii samochód kochanka, który odszedł do Mollie, i Azjatów, komentujących zdarzenie zza drzewa).
Biorąc pod uwagę kontrowersyjne wątki, rozbudowaną warstwę psychologiczną i symbolikę nie sposób oprzeć się wrażeniu, że film Cimbera mógł być znacznie bardziej intensywny. Jest za to chwilami intrygujący, ale ogólnie nie wzbudza silniejszych emocji i nie zapada w pamięci, w przeciwieństwie do wspomnianych we wstępie dwóch innych, pochodzących z tego samego okresu tytułów z kategorii rape/revenge.
Screeny
+ nieco inne podejście do podgatunku rape/revenge, kontrastujące z większością produkcji z lat 70-tych, z akcentem położonym na warstwę psychologiczną a nie na przemoc
+ ciekawy, złożony portret psychologiczny głównej bohaterki
+ kilka scen symbolicznych i niepokojących
+ kontrowersyjne wątki
- nużący
- wolne tempo, przy jednoczesnym braku klimatu czy intensywności, które mogłyby to zrównoważyć
- parę scen, które można by uznać za zbędne
- mały realizm towarzyszący niektórym morderstwom
Podyskutuj o filmie tutaj: Forum HO
Ciekawostki:Horror Online 2003-2015 wszystkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie fragmentów lub całości opracowań, wykorzystywanie ich w publikacjach bez zgody
twórców strony ZABRONIONE!!!