


HAZE a.k.a. Heizu
Haze

Reżyser:Shinya Tsukamoto
Kraj prod.:Japonia
Obsada:Shinya Tsukamoto, Kahori Fujii
Duże zbliżenie. Nieznany mężczyzna otwiera oko. Po chwili zamyka je, by nagle po raz wtóry otworzyć. Mężczyzna wpada w panikę. My, widzowie, szybko orientujemy się, iż bohater leży w niezwykle wąskim, ciemnym, pokrytym brudem korytarzu. Konstrukcją i wielkością przestrzeni bardziej przypomina on trumnę, niż element jakiejś budowli. Mężczyzna zaczyna bezwładnie miotać się w ataku klaustrofobii. Gorączkowo próbuje przypomnieć sobie okoliczności, przez które znalazł się w tak dla niego niekorzystnej sytuacji. Niczego sobie jednak nie może przypomnieć – ani kim jest, ani tego, dlaczego musi tak potwornie cierpieć. Po dłuższej chwili jednak, kiedy największa fala paniki mija, bohater orientuje się, iż bardzo wąski korytarz daje jednak szansę poruszania się. Musi co prawda pełznąć niczym robak w ziemnym, wilgotnym tunelu, ale daje mu to chociaż cień nadziei na ocalenie.
Jeśli jakiegoś twórcę filmowego można określić mianem niezależnego, na pewno będzie ono pasowało do Shinyi Tsukamoto. Większość swoich filmów Japończyk nie tylko wyreżyserował, lecz także był ich scenarzystą, twórcą zdjęć oraz odtwórcą głównych ról. Twórczość Tsukamoto można więc wskazywać jako podręcznikowy przykład kina autorskiego, w którym artysta panuje nad każdym elementem swojego dzieła. W „Haze” japoński reżyser poszedł jeszcze dalej, bowiem oprócz wyżej wymienionych funkcji, zajął się montażem oraz scenografią. Nic więc dziwnego, iż po obejrzeniu „Haze” pomyślałem sobie, że Japończyk niczym samuraj, prawie w pojedynkę, postanowił stanąć w szranki z kinem gatunkowym, na dodatek z horrorem, a więc konwencją mającą swoje źródło w kulturze anglosaskiej. Oczywiście Tsukamoto nie byłby sobą, gdyby sztywno trzymał się ram gatunkowych i stworzył kolejnego gniota, jakimi zalewa nas Hollywood. Tym razem twórca „Tetsuo”, wykorzystując elementy kina grozy, opowiedział nam historię o... No właśnie, o czym?
„Haze” jest filmem, w którym trudno doszukać się jednoznacznego przesłania. Niczym rozbudowany i pełny metafor utwór poetycki wymyka się jednej, jedynie słusznej interpretacji. Koncept taki może jednak stać się dla reżysera i jego wizji wielkim niebezpieczeństwem. Widzowie bowiem, stwierdziwszy, iż twórca nie podrzuca w swym dziele tropów interpretacyjnych, mogą odrzucić film jako niezrozumiałą, wymyślną awangardę, będącą niczym innym jak przeintelektualizowaną fanaberią twórczą undergroundowego artysty. Czy w takich kategoriach należy oceniać film Tsukamoto? Chyba jednak nie, ponieważ mimo braku jasnych i precyzyjnych konkluzji, „Haze” ogląda się z zapartym tchem. Pomimo podobieństwa do „Saw” i „Cube”, film Japończyka jest bardziej przejmujący i sugestywny. Ciemność, brud oraz odbierająca nadzieję atmosfera przytłoczenia emanuje z każdego kadru japońskiego dzieła. Formalna konstrukcja filmu, oparta przede wszystkim na ujęciach, będących zbliżeniami sprawia, iż reakcje na poszczególne wydarzenia obserwujemy najczęściej na twarzach głównych bohaterów. To ich gra, a nie filmowe triki, sprawiają, iż wizja człowieka przedzierającego się niczym insekt przez wąskie sztolnie nieznanej budowli staje się niepokojąco realistyczna. Ów realizm pogłębiają jeszcze zdjęcia poczynione kamerą cyfrową, dzięki której realizacja filmu możliwa była w ekstremalnie trudnych warunkach. Momentami nieoświetlone i nie do końca profesjonalnie skadrowane ujęcia (świadomy chwyt artystyczny) jeszcze bardziej intrygują i skłaniają do przemyśleń nad znaczeniem całego filmu.
Do czego więc tak naprawdę zmierza Tsukamoto w „Haze”? Moim zdaniem Japończyk przedstawił w swoim filmie wizję piekła, w którym człowiek, nie wiedząc o tym, iż umarł, stale znajduje się w stanie permanentnego strachu. Przede wszystkim boi się miejsca, w którym niespodziewanie się znalazł. Natrafiając na zmasakrowane części ludzkiego ciała, unika myśli o istocie zdolnej do takiej destrukcji. Pełznąc i czołgając się w kolejnych tunelach panicznie trzyma się nadziei, iż za kolejnym zakrętem, czy na końcu następnego korytarza, znajdzie wyjście z koszmaru. Jego nadzieja podsycana jest strachem, widząc bowiem ukradkiem ludzi poddawanych strasznym torturom, sam zrobi absolutnie wszystko, by ich uniknąć. Kiedy wreszcie udaje mu się wydostać z labiryntu, szybko okazuje się, iż jednej koszmar zastąpiony zostaje kolejnym, jeszcze straszniejszym.
Za co na tak potworną karę „skazany” został bohater „Haze”? A może wcale nie został „skazany”? Może według Was film ma zupełnie inne znaczenie, od tego, które powyżej zamieściłem? Polecam udać się w krótką (film trwa ok. 47 min.), lecz niezwykle intensywną podróż w świat wyobraźni Shinyi Tsukamoto, by przekonać się, jak jego wizja człowieka znajdującego się w ekstremalnej sytuacji wpisuje się w rzeczywistość widzianą i doświadczaną przez nas na co dzień.
Screeny
+ niezwykle sugestywna wizja ludzkiego cierpienia
+ przejmujący obraz człowieka zredukowanego do insekta
+ duszna, klaustrofobiczna atmosfera
+ scenografia
+ efekty dźwiękowe
+ efekty gore
+ wolność interpretacyjna, która…
- …może być wadą filmu z powodu zbyt małej chęci twórcy w wyjaśnieniu odbiorcy wielu kwestii
Na forum:Podyskutuj o filmie tutaj: Forum HO
Horror Online 2003-2015 wszystkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie fragmentów lub całości opracowań, wykorzystywanie ich w publikacjach bez zgody
twórców strony ZABRONIONE!!!