


DOOMSDAY BOOK
Doomsday Book

Reżyser:Jee-woon Kim, Pil-Sung Yim
Kraj prod.:Korea Południowa
Obsada:Seung-beom Ryu, Joon-hee Ko, Roe-ha Kim, Kan-hie Lee, Hyo-eun Hwang, Dong-seok Ma, Joon-ho Bong, Je-mun Yun
Cywilizacja, czyli abstrakcyjne pojęcie mające określać poziom rozwoju społeczeństwa. W kontekście Doomsday Book, można powiedzieć, że jest jak korporacyjna karierowiczka, by nie użyć tu słowa na „s”. Do przodu, niezależnie od kosztów i konsekwencji. Każdy codziennie z nią romansuje, począwszy już od wyłączenia budzika w telefonie. I każdy po cichu wie, że związek ten codziennie wciąga bardziej. A co kieruje cywilizacją? Bogowie i technika. Kulturowe archetypy i pęd, by okiełznać rzeczywistość.
Taki właśnie obraz naszych cywilizacyjnych przypadłości fundują twórcy In-lyoo-myeol-mang-bo-go-seo (cokolwiek by to w oryginale znaczyło). To trzy oddzielne nowele opowiadające o trzech scenariuszach dnia zagłady. I choć w obrazie łączą się w jeden spójny byt, warto przyjrzeć się każdej z osobna.Jako że pierwszy był Bóg, do wątków biblijnych odnosić się musi część pierwsza. Człowiek jest bezpieczny dopóki nie grzeszy, a przyczynkiem winy pierwotnej i co za tym idzie, jej konsekwencji był owoc. Nie inaczej jest w tym przypadku. Z tą niewielką różnicą, że filmowy Adam nie potrzebował podszeptu Ewy. A przynajmniej jeszcze nie teraz. W trakcie porządków wyrzuca zgniłe jabłko do śmieci, a że w przyrodzie nic nie ginie, w wyniku ciągu nieszczęśliwych zbiegów wielu okoliczności, wraca do naszego czyścioszka niczym bumerang, przy okazji zagnieżdżając się w żołądkach innych przedstawicieli (jeszcze) rodzaju ludzkiego. Jeszcze, bo z czasem przechodzą oni w stan pośredni między życiem a śmiercią, potocznie określanym mianem zombiaczego. I tu następuje właściwa, niemal biblijna apokalipsa – gatunek ludzki po nieświadomym spożyciu zakazanego systematycznie zmienia postać. Choć nie da się ukryć, że sama fabuła jest zabawna, to jednak ma w sobie coś niepokojącego, zważywszy, że co i rusz słychać o jedzeniu, które zamiast dawać siłę, zabija. Niezależnie, czy jest się fanem marchewek, czy krwistego steku.
Po romansie z Bogiem, przychodzi czas na usprawnianie codziennej egzystencji i jakiś czas po wymyśleniu koła pojawiają się roboty. Stworzone na obraz i podobieństwo człowieka, cudownie bezwolne, służą jemu samemu. Ich braku nie wyobrażają sobie już nawet buddyjscy mnisi w swych położonych gdzieś na końcu świata klasztorach. I podobnie jak dobry uczeń z czasem przerasta mistrza, tak pewnego dnia maszyna staje się samym Buddą. Ludzie, jak to już w starych księgach bywało postanawiają zniszczyć tego, który śmie ich uczyć. Problem o tyle skomplikowany, że nowo narodzony prorok zdążył już zebrać wokół siebie gromadkę wyznawców. Pozostaje jeszcze dylemat-czy aby nie chcemy zabić prawdziwego mistrza duchowego. Ta nowela, to przede wszystkim pokaz próby sił między społeczeństwem duchowym, a korporacyjnym. Ze zderzenia dwóch tak potężnych ideologii, nie może wyniknąć nic dobrego, gdyż każda wyznaje własne reguły gry oraz chyba przede wszystkim-wizję człowieczeństwa.
Był już Bóg, była maszyna, czas na ostateczne uderzenie z powietrza. Kolejny splot nieszczęśliwych zdarzeń sprawia, że niewinne marzenie dziecka, otwiera furtkę do kosmosu i najazdu obcych. A tu już typowa histeria przed mającym nadejść zderzeniem oraz ostatnimi chwilami gatunku ludzkiego. Przetrwają jedynie najsilniejsi, a dokładniej ci, którzy potrafią lepiej przygotować się do spotkania z obcymi.
Wracając do cywilizacji. Już jej początki dostarczały człowiekowi sporej dawki lęku -wystarczy spojrzeć na mitologię. Strach przed końcem zawsze konstytuował mniej lub bardziej schizofreniczne działania. Skoro więc lęk pojawił się u zarania, również koniec nie ma prawa być miły, choć dla widza okazuje się momentami całkiem zabawny. I w tym właśnie kontekście warto przyjrzeć się obrazowi. Niepokojąco bliskie realia niedalekiej przyszłości/teraźniejszości w zderzeniu z popkulturowymi przekazami o końcu cywilizacji. To z jednej strony nieśmiałe ostrzeżenie przed dalszymi zapędami, z drugiej zaś, ziarno niepokoju, czy aby gdzieś na drugim końcu globu jakaś mała dziewczynka nie zamawia dla wujka prezentu z innej galaktyki. Obraz/obrazy doskonale wpisują się w konwencję, której przedstawicielami są takie filmy jak Resident evil, Ja Robot, czy też The Divide. Twórcy jednak zręcznie wymknęli się z okowów schematyzmu i za to im chwała. Niestety, budując napięcie, żadna z nowel nie postawiła ostatecznie kropki nad emocjonalnym i. Stąd też strach płynnie narasta, by za moment zniknąć wraz z zombiaczymi Adamem i Ewą oraz efektami specjalnymi rodem z wieczorynek.
Screeny
+ gadające twarze w tv
+ przewrotność
+ atmosfera niepokoju
+ przełamanie konwencji
+ zdjęcia
- horror w wersji soft
- za dużo miłości
Horror Online 2003-2015 wszystkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie fragmentów lub całości opracowań, wykorzystywanie ich w publikacjach bez zgody
twórców strony ZABRONIONE!!!