


HOME SWEET HOME
Home Sweet Home

Reżyser:David Morlet
Kraj prod.:Francja/ Kanada
Obsada:Shaun Benson, Meghan Heffern, Adam MacDonald
Dlaczego twórcy horrorów na arenę strasznych, często nawet makabrycznych wydarzeń wybierają domy szczęśliwych, idealnych wręcz rodzin? Odpowiedź na to jest bardzo prosta – taką decyzją odwołują się do naszych lęków i pragnień. Z jednej strony większość z nas marzy o rodzinnym raju pozbawionym trosk, z drugiej zaś jak niczego boimy się utraty stabilności i tego, że cokolwiek może zagrozić bezpieczeństwu naszych najbliższych (wszak nie budynek, a rodzina tworzy dom). Owe lęki i pragnienia mają charakter uniwersalny i ponadczasowy, nic więc dziwnego, że były, są i zapewne będą stanowiły fabularny fundament niejednego filmu grozy.
Po udanym przyjęciu w mieście Sara i Frank wracają na wieś, do domu. Tam czeka ich jednak bardzo niemiła niespodzianka – zamaskowany osobnik, który pod nieobecność małżonków uczynił z ich domostwa więzienie. Stanąwszy oko w oko z psychopatą bohaterowie bardzo szybko przekonują się, iż jego celem jest sprawienie im jak największego cierpienia.Mamy więc dwoje młodych, szczęśliwych ludzi czerpiących radość i satysfakcję przede wszystkim z wychowywania kilkunastomiesięcznego syna. Niedawno przeprowadzili się na wieś do pięknego i dostatnio urządzonego domu. I nagle, w jednej chwili, przez wtargnięcie w ich życie psychopaty idylla pryska niczym bańska mydlana. Zamaskowany, świetnie zorganizowany i wyraźnie lubujący się w zadawaniu bólu oprawca postanawia uczynić z życia bohaterów prawdziwą gehennę.
Dopiero na końcu dowiadujemy się, kim jest morderca. Przez cały film mężczyzna nie odzywa się, jego fizys poznajemy w finale. Podobnie jak w dziesiątkach horrorów z zamaskowanym zwyrodnialcem prześladującym swe ofiary, również w „Home Sweet Home” Davida Morleta mordercy dane jest mieć przewagę nad swymi ofiarami praktycznie w każdej sytuacji. Gdziekolwiek by bohaterowie się nie udali, tam ich kat już na nich czeka, cokolwiek by nie zrobili, on już przewidział ich ruch. I kiedy pokrzywdzeni przyjmą odpowiednią dawkę bólu (czyt. zestaw wymyślnych tortur), dane im będzie wykorzystać błąd, jaki w pewnym momencie może popełnić psychopata.
„Home Sweet Home” jest więc do bólu schematycznym filmem zrobionym na modłę „Halloween”. Odpowiedź „bad guy’a” na pytanie ofiary: „dlaczego mi to robisz?”, budzi także skojarzenia z „American Psycho”. W przypadku horroru inspirowanie się innymi filmami czy pisanie historii pod dyktando sprawdzonych wzorów nie jest niczym zdrożnym i nie czyni filmowej opowieści pośledniejszej. Całość jednak dramatycznie traci na wartości, kiedy okazuje się, iż oprócz naśladownictwa nie ma w nic ponad to, czegoś co mogłoby stanowić wartość naddaną, unikalny odautorski ślad. Dokładnie z taką sytuacją mamy w przypadku filmu David Morlet. Niby od początku wiadomo, jak potoczą się losy filmowych person, czeka się więc na coś szczególnego, na coś co wyróżni ten film spośród legionu jemu podobnych. W „Home Sweet Home” nie ma nic takiego, bo zarówno historia, jak i bohaterowie ze szwarccharakterem na czele nie mają w sobie, co zasługiwałoby na zapamiętanie.
A w pomyśle na film był, według mnie, potencjał na to, by ręką sprawnego scenarzysty uczynić z niego fundament świetnego straszydła. Bo dramat rozpisany na trzy osoby – kameralny, ale w zamian eksplorujący najmroczniejsze zakamarki ludzkiej osobowości - to filmowy samograj. Rzecz w tym, iż najpierw na postacie trzeba mieć pomysł, by później targnąć emocjami widzów konfrontując bohaterów ze złem, brutalnością i okrucieństwem, a tym samym, żeby cały film był czymś więcej niż tylko pozbawioną sensu rąbanką. Twórcy „Home Sweet Home” postanowili pójść na skróty – kazali psychopacie „wziąć na ruszt” dwoje ludzi (nijakość pary głównych bohaterów sprawia, iż za nic w świecie nie da się przejąć ich sytuacją), ten więc czyni swoją powinność. Po co? Nie do końca wiadomo. Z jakiego powodu oprawca wybrał akurat tę a nie inną rodzinę? Na to pytanie także musimy sobie odpowiedzieć sami. Dlaczego morderca – dokładny, skrupulatny, posiadający na pewnym polu bardzo duże doświadczenie (nie zdradzę na jakim, by nie psuć zabawy potencjalnym odbiorcom) - popełnia tak kardynalne błędy? Bo scenariusz został napisany na kolanie?
Ale największą wadą „Home Sweet Home” jest wiejąca z ekranu nuda. Najpierw oglądamy celebrującego każdą czynność, np. wbijanie gwoździ, psychopatę. Później co nieco dowiadujemy się o dwójce jego ofiar. Po tym twórcy próbują „naładować” atmosferę pokazując małżeństwo z perspektywy czającego się na nich kata. I kiedy wreszcie zaczyna coś się dziać, tj. szwarccharakter przypuszcza wreszcie atak na bohaterów, mija połowa filmu. Dalej wcale nie jest ciekawiej. Pisałem już o tym wyżej – oprawca torturuje swe ofiary, te niby jak mogą, stawiają mu opór, ale ogląda się to bez większej ekscytacji. Dopiero finał, a konkretnie moment, w którym poznajemy tożsamość zabójcy, daje trochę do myślenia.
Z drugiej strony trudno odmówić filmowi Morleta realizacyjnej sprawności. Od strony wizualnej – praca kamery, dobór planów, montaż, wreszcie efekty specjalnie – obraz spełnia wszystkie wymogi profesjonalnej produkcji. Pod tym względem przykuwa uwagę przede wszystkim początek filmu, w którym twórcy szczegółowo pokazują działania mordercy, ale w taki sposób, byśmy nie poznali jego twarzy. Niby prosty zabieg, ale raz, że został naturalnie „wygrany”, dwa, iż zostawia widza w niepewności, co do natury psychopaty, z którym zmierzyć się przyjdzie bohaterom filmu.
Morał? Mam wrażenie, iż realizatorom zależało, abyśmy w ich filmie zobaczyli nasz świat - rzeczywistość, w której zagrożenie czyha dosłownie wszędzie. Nasze domy nie stanowią już ostoi bezpieczeństwa, w służbach mających stać na jego straży również także nie należy pokładać zaufania. Tylko po co sięgać po filmową fikcję, by dowiedzieć się z niej, iż „człowiek człowiekowi wilkiem”? Zdecydowanie bardziej przejmujące są historie opowiadane co dzień w telewizyjnych serwisach informacyjnych.
Screeny
+ zaczyna się obiecująco
+ zrobiony za niewielkie pieniądze, mimo to od strony technicznej w niczym nie ustępuje droższym produkcjom
+ kilka ciekawych ujęć
+ niezłe, bo dające do myślenia zakończenie
- strasznie się dłuży, choć trwa niewiele ponad osiemdziesiąt minut
- mało emocjonujący, choć to przecież home invasion
- twórcy zupełnie nie mieli pomysłu na pierwszą połowę filmu, choć i druga nie grzeszy oryginalnością i dramaturgią
- w sumie bardzo słaba historia
Horror Online 2003-2015 wszystkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie fragmentów lub całości opracowań, wykorzystywanie ich w publikacjach bez zgody
twórców strony ZABRONIONE!!!