


HOWL
Howl

Reżyser:Paul Hyett
Kraj prod.:Wielka Brytania
Obsada:Ed Speleers, Holly Weston, Elliot Cowan, Amit Shah, Sam Gittins, Shauna MacDonald
W kinie gatunkowym popularnym dzięki kliszom i schematom fabularnym pewne rozwiązania oraz konstrukcje narracyjne to pewniaki, prawdziwe samograje. Weźmy grupę ludzi, najlepiej zupełnie sobie obcych, którzy na pustkowiu, odcięci do cywilizacji i zdobyczy techniki stawić muszą czoła jakiemuś monstrum. Szybko w takiej sytuacji wychodzi na jaw, iż budzący grozę potwór nie będzie ich jedynym przeciwnikiem. Bo z człowieka poddanego presji bardzo często wychodzi bestia dla swych bliźnich nie mniej złowroga od piekielnych zastępów. I tak jak w wielu filmach ów koncept fascynował, a nierzadko wręcz mroził krew w żyłach, tak w brytyjskim „Howl” Paula Hyetta jedynie pierwsze kilkanaście minut filmu budzi zainteresowanie, bo reszta tonąc w sztampie i marazmie, z każdą minutą wywołuje coraz większe znużenie.
Głównym bohaterem filmu jest Joe, cichy i spokojny konduktor zatrudniony u jednego z brytyjskich przewoźników kolejowych. Pewnej nocy nadzorowany przez niego skład niespodziewanie zatrzymuje się w lesie, z dala od jakiejkolwiek stacji. Początkowo zdezorientowanych pasażerów informuje się o awarii. Dopiero znalezienie zmasakrowanego ciała maszynisty uzmysławia im, że pociąg wstrzymano w tym miejscu nieprzypadkowo. Będą bowiem musieli stoczyć bój z czającymi się w lesie wilkołakami.Jak wspomniałem wyżej, jedynie początek filmu przykuwa uwagę. Nie da się bowiem bez zainteresowania patrzeć na ekstremalnie skomplikowaną sytuację kilkorga zagubionych i przestraszonych ludzi, którzy uwięzieni w puszce zepsutego pociągu, bez możliwości kontaktu ze światem zostają zmuszeni od odparcia ataku krwiożerczych monstrów. Co więcej, nie wszyscy pasażerowie uznają za słuszną ideę „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego” i co poniektórzy, aby ratować własną skórę, gotowi są poświęcić starszych czy słabszych towarzyszy niedoli. „Howl” miał zatem papiery na solidnego straszaka, tym bardziej, że miłośnicy horroru do dzisiaj z uznaniem mówią o innym brytyjskim filmie o wilkołakach, mianowicie o „Dog Soldiers” Neila Marshala. Co zatem nie zagrało u Paula Hyetta?
Zawiedli przede wszystkim scenarzyści, na barkach których spoczywa takie rozpisanie postaci oraz zależności między nimi, by tworzyło to intrygującą osnowę dla wszystkich wątków. Obcujący niemalże na co dzień z horrorami widz, nie będzie ekscytował się polującymi na ludzi lykantropami. Pomysł z pociągiem zatrzymującym się pośród szkockich lasów to za mało, by stanowił on pożywkę dla wyobraźni przez cały czas projekcji. A tak naprawdę nic więcej twórcy „Howl” nie mają do zaproponowania. Z bohaterami – miałkimi, jednowymiarowymi i nijakimi – identyfikować się nie sposób. W filmie niby dużo się dzieje, co i rusz pasażerowie pociągu stają oko w oko z wilkołakami, ale przez to, że nie interesują nas ich losy, trudno w konfrontacji trzymać za nich kciuki. Nieszczególne wrażenie robią też wilkołaki. Raz, że w porównaniu z innymi, podobnymi im stworami, nie budzą panicznego strachu, a dwa, to dość łatwo nasi bohaterowie niedysponujący przecież żadną bronią łatwo dają sobie z nimi radę.
Swoją sztucznością razi także miejsce, w którym rozgrywa się akcja. Wiele ujęć skąpanego w ciemności lasu, od czasu do czasu rozświetlanego księżycową iluminacją wygenerowano dzięki animacji komputerowej. Niby jest „klimaciarsko”, bo odludzie, leśna gęstwiona skrywająca bestie, ciemność i wyłaniający się spośród ciemnych chmur księżyc, ale nie w tym krztyny realizmu, przez co grozie wyłaniającej się z ekranu trudno dać się ponieść. Gdyby nie kilka scen gore, „Howl” przypominałby trochę lepsze i poważniejsze produkcje co jakiś czas wypuszczane przez takich producentów jak The Asylum czy Syfy. To w nich liczy się przede wszystkim dynamiczna akcja, bez wnikania w psychologiczne prawdopodobieństwo, odwołania do rzeczywistości czy skupiania się na detalach konstrukcji fabularnej.
Kinematografia w swoim dorobku ma tyle interesujących filmów o wilkołactwie (ostatnio duńskie „Wilkołacze sny”), że seans „Howl” wydaje się po prostu stratą czasu. Miłośnicy tychże monstrów i wycia do księżyca rzecz jasna obejrzenia filmu Paula Hyetta sobie nie darują, innym jednak projekcję radzę sobie odpuścić.
Screeny
+ intrygujący początek
+ pomysł umieszczenia akcji w unieruchomionym pociągu
+ kilka scen gore
- nieciekawi bohaterowie
- wilkołaki
- brak napięcia
- kiczowato wyglądający las
- brak scen przemieniania się człowieka w wilkołaka
Horror Online 2003-2015 wszystkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie fragmentów lub całości opracowań, wykorzystywanie ich w publikacjach bez zgody
twórców strony ZABRONIONE!!!